Archiwum październik 2014


paź 28 2014 Półprawdy o branży
Komentarze: 0

Nieco innego zdania jest Jerzy Maciej Zygmunt, prezes spółki CCS, właściciela sieci dilerskiej Euro-Phone. Firma pod kątem globalnego kryzysu przeprowadziła badania we wszystkich swoich salonach, oraz firmowanych przez CCS punktach serwisowych i prawda okazuje się bardziej brutalna. – Nam kryzys nie grozi, on już nas dopadł. Dla tzw. przeciętnego obywatela może nie widać jeszcze gołym okiem jego efektów. Te wyjdą na jaw w 2009 roku. Natomiast firmy, które działają w branży, już obserwują jego pierwsze symptomy – mówi Jerzy Zygmunt. Przyznaje, że telekomunikację BRAMKA SMS kryzys dotknie w mniejszym stopniu, niż wiele innych branż. Jednocześnie zupełnie nie zgadza się z opinią, że problemy gospodarcze w ogóle ją ominą. – Usługi telekomunikacyjne to produkt powszechny i rzeczywiście w mniejszym stopniu są one narażone na efekty spadku gospodarczego. Mówiąc wprost – zamiast szynki, przez jakiś czas do jedzenia możemy kupować kaszankę, ale z telefonów komórkowych nie zrezygnujemy. Ale to jest pół prawdy. Nie ma branży, która by nie odczuła skutków kryzysu – dodaje. I wylicza to, czego przedstawiciele firm z branży nie wiedzą, ale wiedzieć powinni. Albo już dobrze wiedzą i dlatego nie mówią tego na głos. Szyderczy uśmiech Anny S. Zdaniem Jerzego Zygmunta średni kontrakt podpisywany przez klientów abonamentowych trwa 24 miesiące. Zawierany jest znacznie częściej niż 12-miesięczne (36-miesięczne to już ułamek procenta). Traf chciał, że właśnie nadchodzi fala użytkowników, którym dwuletnie kontrakty się kończą. Telekomy będą na pewno chciały przedłużyć z nimi umowy, bo klient „z cyrografem” jest znacznie bardziej wartościowy, niż ten pre-paidowy. Tyle tylko, że gdy przyjdzie oglądać każdą złotówkę, ten klient już tak chętny do przedłużania umów na aktualnych warunkach nie będzie. Nie pomogą nawet drogie telefony za złotówkę, czy dodatkowe pakiety minut i SMS-ów w ramach abonamentu. – Użytkownicy będą odchodzić od ofert abonamentowych na rzecz pre-paidowych. Ewentualnie przejdą do niższej taryfy. W efekcie spadnie ARPU, a razem z nim przychody operatorów. Mówimy o tym w czasie przyszłym, ale tak naprawdę to już zaczęło mieć miejsce – mówi Jerzy Zygmunt. Ruszy przenoszenie numerów Na inną rzecz zwraca uwagę Robert Frączek, wiceprezes CCS. Wreszcie na znaczeniu zyska usługa przenoszenia numerów. Ta sama, o której wprowadzenie batalię stoczyła szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anna Streżyńska. Usługa stała się powodem do drwin ze strony operatorów, gdyż mało kto z niej chciał skorzystać. Głównie dlatego, że same telekomy robiły wszystko, żeby wybić z głowy swoim klientom używanie tego instrumentu. Teraz sytuacja może ulec radykalnej zmianie. – Abonenci dość szybko zorientują się, że dostali od UKE solidne narzędzie w negocjacjach z operatorami. Jeśli nie dostaną korzystnych warunków – odejdą, a od konkurencji otrzymają dużo lepszą ofertę, jeśli tylko przejdą z dotychczasowym numerem. Popularność tej usługi może nagle eksplodować niczym granat z opóźnionym zapłonem – przewiduje Robert Frączek. Jego zdaniem nadchodzi czas walki o wydzieranie klientów konkurencji, a nie o nowych użytkowników, a przenoszenie numerów ma być orężem. Są tacy, co zyskają W trakcie kryzysu w skali globalnej stracą wszyscy producenci, którzy mogą mieć problem ze sprzedażą swoich nowych produktów. Cała tzw. wielka piątka – od pierwszej Nokii, do piątej Motoroli. Będziemy także świadkami wprowadzania nowych marek, choć będą to dużo bardziej ostrożne kampanie. Zarówno Jerzy Zygmunt, jak i Robert Frączek są przekonani, że klapa, jaka miała miejsce przy wprowadzeniu iPhone’a już się nie powtórzy. – Po pierwsze, iPhone- ’a wprowadzono zbyt późno. Kto chciał go mieć za wszelką cenę, to w trakcie szału na ten produkt sam go sobie sprowadził. Tym, co się zawahali zaproponowano nietrafione zupełnie taryfy i w efekcie wielu z nich nie zdecydowało się na zakup. Produkt, który miał być hitem, sprzedaje się, delikatnie mówiąc, nie najlepiej – mówi Jerzy Zygmunt. Szukanie rynkowych hitów Z nowości na rynku szansę na wypromowanie mają nowe urządzenia Microsoftu, czy Google. Pod warunkiem, że będą dopracowane. Zupełnie w innej sytuacji są nieznani dotąd w Polsce producenci. Wśród nich są firmy chińskie, mimo wszystko cały czas na rynku telefonów Toshiba, czy zupełnie nowi producenci. Np. oferowana przez Tel- ForceOne myPhone – polsko- czeska seria telefonów komórkowych produkowana w Chinach. – Oni nie mają nic do stracenia, za to wiele do zyskania. Najwyżej nie sprzedadzą tylu urządzeń, ile by chcieli. Ale jeśli zaryzykują i zaleją rynek swoimi produktami, to paradoksalnie kryzys im jest na rękę. Jeśli użytkownicy się do nich przekonają, a cenowo urządzenia będą bardzo przystępne, to mają spore szanse na powodzenie. Wtedy do współpracy zgłoszą się operatorzy. Na taką akcję z możliwością jej klapy nie może sobie pozwolić żaden z producentów, którego marka liczy się w Polsce – przekonują Jerzy Zygmunt i Robert Frączek. Czyli kryzys gospodarczy jednak nie dla wszystkich oznacza czas zaciskania pasa. Choć nie dla wszystkich może się to wydawać możliwe do zrealizowania.